dd

GRY

wtorek, 19 lutego 2013

Be Yourself!

"Nie patrz na mnie jak na wariatkę. Ja po prostu jestem inna, jestem sobą...."
"Do not look at me like I was crazy. I just I'm different, I'm myself... "


Prawda

Ludzie czasem potrafią naprawdę dobrze kłamać, żeby nie zranić, mimo wszystko lepsza jest okrutna prawda niż słodkie kłamstwo... Nawet jeśli oznacza ona koniec...



II rozdział : Sklep cz III.

Dawno nie było opowiadania ;) Przepraszam, że tak długo, ale mój komputer się zepsuł (wciąż jest zepsuty), a do koleżanki niestety nie zawsze mogę się zwrócić... Ehh.. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście co było w poprzedniej części ;D
Miłego czytania! Nie jest to zbyt ciekawe, co stwierdziłam po przeczytaniu, ale jak się zmusi, to przez wszystko można przebrnąć ;D


§§§
     Luxor szedł przez ciemny korytarz ziewając co chwila. Właśnie wchodził po schodach myśląc o tym jak minął dzień i czy właściwie sam był z niego zadowolony.. Prawdę mówiąc… jak na pierwszy dzień, nie było aż tak bardzo źle.
Pomijając fakt, że to on musiał zajmować się praktycznie wszystkim. Zbyt nieśmiały i cichy by zwrócić Tenebrisowi uwagę, że to właściwie on odbywa tu karę i to on powinien wszystko robić. Anioł był tu tylko po to by dopilnować wykonania wszystkich prac.. Musiał to w sobie poprawić… Ale od początku.
       Pierwsze co zrobił Tenebris, gdy tylko pani Willson po powrocie od przyjaciółki (u której zawitała po kościele), udała się na górę spać (kobieta o zwyczaju kładzenia się po siedemnastej), rozsiadł się na krześle kładąc nogi na blacie, o mało co nie zrzucając przy tym kasy sklepowej na podłogę i zaczął czytać jakieś pisemko (niewątpliwie o wulgarnych treściach- jak to określił Luxor).
       Potem gdy anioł poprosił go aby obsłużył klientkę (starszą panią, która prosiła o stary zegar z kukułką) Tenebris zrobił zirytowaną minę i kazał staruszce wyjść, mówiąc, że sklep jest zamknięty z powodu „przemeblowania”. To jeszcze Luxor postanowił mu darować, ale to co działo się potem, wołało o pomstę do nieba.
Anioł zamiatał podłogę w „magazynie” (to właściwie było pomieszczenie do którego ze sklepu schodziło się schodkami. Pani Willson trzymała tam starsze, bardziej zniszczone lub łatwe do zniszczenia rzeczy), gdy usłyszał jakieś dziwne pstryknięcie, a potem syk. Nie zwrócił na to uwagi, dopiero, gdy po kilku chwilach odgłosy się powtórzyły poszedł na sklep. Otworzył ze zdumieniem oczy, gdy zobaczył Tenebrisa, rozpartego na dużym, nowym fotelu z puszką piwa w ręce, a drugą puszką, pustą leżącą obok. Tenebris, jak gdyby nigdy nic wlepiał wzrok w telewizor (stworzony przez niego,  tak jak i fotel). Gdy blondyn zapytał go o nowe rzeczy, ten odparł, że spadły z nieba (naciskając na ostatnie słowo).
      Po tych wydarzeniach, gdy już skończyli pracę (wątpliwe, czy to co robił Tenebris, można było nazwać pracą) poszli jeszcze tylko zjeść kolację. Sami oczywiście. Posiłek zjedli w ciszy co chwila zerkając na siebie zimno spode łba.
      Po kolacji, Luxor poprosił Tenebrisa, aby ten zamknął drzwi sklepu i magazyn, podczas gdy on zajmie się zmywaniem talerzy. Diabeł szybko opuścił kuchnię, a gdy Luxor skończył sprzątanie wyszedł do przedpokoju i usłyszał uderzanie drzwi na dole. Zszedł aby sprawdzić co się tam dzieje, okazało się, że to przeciąg (drzwi do magazynu, drzwi do sklepu, a nawet okno w sklepie były otwarte). Luxor zacisnął dłonie w pięści i wszystko pozamykał.
Właśnie teraz wracał ze sklepu, zmierzał przez pogrążony w mroku korytarz do pokoju, który (na litość Boską!) musiał dzielić z obrzydliwym, egoistycznym upadłym.
Widział, że nawet te drzwi nie były do końca domknięte, przez szparę sączyła się stróżka światła. Wszedł do pokoju i mało brakowało by wybuchł.
Tenebris  półleżał na łóżku (i to w dodatku nie swoim) i grał na laptopie w jakąś grę popijając jakiś napój z puszki. Luxor miał wątpliwości co do tego, czy napój był bezalkoholowy…
- Witaj aniołku!- przywitał się z szerokim uśmiechem brunet- Chcesz może łyka?
- Nie, dziękuję- mruknął Luxor w odpowiedzi, widząc napis na puszce „diabelskie nasienie”.- Tenebris, miałeś zamknąć sklep!
- Taa… Miałem, ale… Zapomniałem..
- Tenebris, skąd te rzeczy? Proszę, nie mów mi, że je stworzyłeś!- ton anioła był mieszaniną złości i rozpaczy.
- No to nie powiem. Aniołku, przecież muszę coś pić…- wskazał długim, smukłym jak u pianisty palcem na puszkę.
Anioł siląc się na spokój wytłumaczył mu, że jeśli jeszcze raz użyje tu mocy, to Gabriel się zjawi i kara dobiegnie końca, czyli diabeł pójdzie do Nicości. Mężczyzna tylko kiwał głową z powagą.
- Masz rację- podsumował- więcej nic nie stworzę- uśmiechnął się kładąc rękę na serce- przyrzekam.
Luxor spojrzał na niego podejrzliwie. Był pewien, że jest w tym jakiś haczyk, ale nie miał teraz ochoty by się nad tym zastanawiać. Grzecznie przypomniał diabłu, że siedzi na jego łóżku. Ten przepraszając (oczywiście sarkastycznie) zszedł z niego i z impetem wskoczył na swoje.
- Jak minął ci dzień, aniołku?- zapytał rzucając zgniecioną puszką w stronę kosza stojącego w kącie. Trafił oczywiście.
-  Sam nie wiem- szepnął Luxor ściągając sweter przez głowę, co spowodowało, że jego włosy się zelektryzowały. Spojrzał na diabła, w jego oczach dojrzał dziwny błysk. Blondyn obciągnął koszulkę, która nieco uniosła się przy zdejmowaniu swetra obnażając kawałek brzucha.- szczerze? Chciałbym, żebyś też coś robił. Nie chcę być złośliwy, czy niemiły, ale dziś nic nie zrobiłeś porządnie.
- To z lenistwa. Poprawię się- ton głosu diabła był  irytujący, ponieważ ten przeciągał sylaby.
- Dobrze. A teraz musimy iść spać…
- Coo?? Już? Ale masz słaby łeb.
- Nie o to tu chodzi, jutro musimy wstać o ósmej- na dźwięk tego słowa Tenebris mało nie zwymiotował. Oczywiste było, że bardzo nie lubił wcześnie wstawać. Ale Tenebris niczego z resztą nie lubił. Czemu tu się dziwić…

Po kąpieli anioł położył się w łóżku i próbował zasnąć, bezskutecznie z resztą. Świadomość, że  zaledwie dwa, czy trzy metry, za jego plecami spał diabeł, który nienawidził go tak bardzo, że w sumie mógłby go zabić przez sen, spędzała mu sen z powiek.
A na dodatek jeszcze mijający dzień… Był wprost okropny... A takich miało być o wiele więcej. Teraz musiał zajmować się złym diabłem przez nie wiadomo  jak długi czas.
 Westchnął.
Jutro na pewno będzie lepiej… 

Bolesna prawda (Painful truth)


Myślisz, że masz przy sobie kogoś, kogoś kto Cię rozumie, kogoś kto jest z tobą, kocha Cię i poszedł by za tobą w ogień. Bardzo to boli, gdy okazuje się, że jest inaczej....

You think that you have someone with you, someone who understands you, someone who is with you, who loves you and who can go to the fire for you. Much it hurts, when it turns out that is mistake....





Czasem coś co kochasz pociąga cię na dno...

Sometimes what you love leads you to the bottom ...