Tym razem krótki rozdział, o problemie Tenebrisa w piekle, poznacie jego wroga Crudelis'a, jego imię nie jest bez znaczenia, ale to nie okazuje się w tym rozdziale. Jego natura pokaże się później ;)
Propos, czy ktoś w ogóle czyta jeszcze moje opowiadanie?? Serio, bo nikt nie komentuje ani nic... Proszę o szczerość, czytacie, czy nie?
W poprzednim rozdziale:
Mężczyzna rzucił jakieś przekleństwo i splunął na
podłogę.
- Mam to w dupie, szczerze mówiąc.
- Zapewne nie tylko to- mruknął pod nosem
Tenebris, tak, ze ten niczego nie usłyszał.
W pewnym momencie usłyszeli trzask rozbijanej
butelki. Gdy się obejrzeli zobaczyli diabła Crudelis’a (łac. okrutny). Wroga
Tenebrisa.
- Jak się masz Tenebris?- rzucił fałszywie jak
zawsze- tak dawno cię nie widziałem, że mam ochotę się zabawić- w uśmiechu
ukazał śnieżnobiałe, nieco zaostrzone, zęby.
Jana cholera…- pomyślał diabeł i zacisnął dłoń w
pięść
Tenebris ze wściekłością wpatrywał się w
jasnowłosego mężczyznę. Jego niebieskie, mdłe oczy taksowały właśnie z
szyderczym wyrazem trójkę diabłów. Uśmiechnął się i sięgnął po butelkę stojącą
na stoliku.
- Jak
ci idzie odbywanie kary? Ponoć pilnuje cię ulubieniec Gabriela..- wykonał dłonią
gest, który najwyraźniej miał być uznany za wyśmianie archanioła- jak on miał
na imię..? Lux.. Luxor.? Ah tak.. Lux, znaczy światłość… Ale wiesz, nie jestem
pewien, czy to imię zostało dobrze dobrane.. Moim zdaniem, powinno być raczej Infirmor (łac. słaby), albo Maestas
(łac. maesta- smutny). Powiedział ci dlaczego jest takim smutasem?- Crudelis
prychnął.
-
Nie, gówno mnie to obchodzi- warknął Tenebris powoli tracąc nad sobą panowanie.
Jasnowłosy diabeł tylko to pogarszał opierając się o kanapę nonszalancko co
chwila rzucając mu spojrzenia niebieskich, pustych oczu spod przymrużonych
powiek.
- Bo
ja na ten przykład dowiedziałem się kilku rzeczy wiesz? Ale skoro cię to nie
obchodzi..
-
Jesteś pijany- wywnioskował Tenebris po sposobie zachowania blondyna- idź stąd
zanim…
-
Zanim co? Wlejesz mi?- Crudelis roześmiał się- nie bój się Tenebris, nie jestem
tamtym małym aniołkiem żeby…
-
Zamkniesz się w końcu?- walnął Azazel- wkurwia mnie to twoje gadanie! A wiesz,
najlepiej od razu stąd spadaj. Zgubiłeś się? Lampa jest przed barem!
- Az-
rzucił ostrzegawczo Beleth.
Crudelis
tylko się uśmiechnął i trzymaną w dłoni butelką zatoczył łuk po czym uderzył
nią Azazela w głowę.
Ten wrzasnął i cofnął się o krok. Odłamki szkła
rozsypały się wokoło. Crudelis dodatkowo kopnął go w brzuch tak, że ten upadł
na podłogę.
-
Az!- wrzasnął Beleth i bez zastanowienia rzucił się na Crudelis’a. Zaczął go
szarpać wykrzykując różne przekleństwa.
-
Bel! Uspokój się- Tenebris złapał go za ramię- Przestań!
- No
dalej, bronisz swojego chłoptasia?- śmiał się jasnowłosy diabeł- Co jest
Beleth?
- Ty
cholerny dupku!- wrzasnął i zamachnął się na niego, nie zdążył, także dostał
butelką w głowę i upadł.
Tłum
wokół nich zamiast pomóc zaczął się tylko przyglądać bójce.
Tenebris wziął ze stolika talerz i rozbił go na
karku Crudelis’a. Ten odwrócił się za raz i uderzył czarnowłosego pięścią w
szczękę po czym kopnął go w brzuch i zamachnął się znów tym razem rozcinając mu
wargę odłamkiem szkła.
Jasna cholera! – pomyślał Tenebris- dlaczego to ja
mam takiego pecha?!
Szybko odzyskał rezon i kopnął Crudelis’a, użył
mocy by mocno uderzyć jego ciałem o ścianę, mężczyzna stracił przytomność i
osunął się na ziemię.
- Ja
pierdole!- warknął Tenebris ścierając krew ściekającą po jego podbródku.
To moja druga bójka w tym
tygodniu! Co jeszcze?!- pomyślał wściekły.
Splunął za siebie krwią.
Luxor
siedział w kuchni, gdy usłyszał kroki na schodach. Gdy kroki zbliżyły się do
drzwi uniósł wzrok znad książki Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie
Tenebris.
Jego poplamiona krwią twarz wyrażała złość i
pewnego rodzaju zaciętość. Mężczyzna podszedł do zlewu i obmył twarz wodą po
czym wytarł ją w papierowy ręczniczek wzięty z blatu. Westchnął przeciągle i
sięgnął do lodówki po napój. Po dużym łyku zimnego napoju jego jak gdyby trochę
nieobecny wzrok spoczął na aniele.
- T..
Tenebris.. Co się stało?- zapytał Luxor niepewnie.
-
Nic, bójka w barze- zbył go diabeł i ponownie pociągnął duży łyk.
- Nie
wygląda mi to na „nic”. Powinieneś mi powiedzieć..
- Bo
co?- mruknął obojętnie Tenebris, anioł zauważył, że z rany na podbródku znów
zaczęła lecieć krew- nagle zacząłeś się o mnie martwić?- mężczyzna prychnął.
-
Nie, chodzi o to, że będę musiał powiedzieć o tym Gabrielowi…
- A
proszę cię bardzo! Mów sobie co chcesz, ja nic nie powiem. Wszyscy wszystko
widzą, ale żaden jakoś nie ma odwagi niczego powiedzieć!
- O
czym ty mówisz Tenebris?- zdziwił się anioł jego nagłym wybuchem.
- O
piekło! Diabły widziały, niczego nie powiedzą, nie powiedzą Lucyferowi, a już
na pewno nie aniołom.
Luxor zacisnął palce na grzbiecie książki.
- Nie
rozumiem cię, dlaczego ty się tak zachowujesz..?
-
Bądźmy szczerzy: wcale cię to nie obchodzi, a to dobrze, bo mnie twoje głupie
sprawy także wcale nie obchodzą. Poza tym, nie wiesz jak to jest być diabłem.
Wy, czyściutkie, schludne i oczywiście grzeczniutkie anioły nie musicie martwić
się niczym poza „pomodlić się rano, wieczorem, potem hymny pochwalne…”! Nie
macie pojęcia o żadnych silnych, gorących uczuciach jak na przykład nienawiść,
zazdrość, czy miłość!
-
Tenebris!- krzyknął anioł przerywając potok słów diabła- Wiem czym jest miłość!
Kocham Boga, kocham inne anioły.. Ja…
-
Zamknij się, chodzi mi o inną miłość! Nawet chyba nie wiesz o istnieniu czegoś
takiego!
- Nie
masz prawa tak do mnie mówić!- Luxor znów krzyknął, miał ochotę się rozpłakać,
ale przecież obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Zamiast tego wstał
i wybiegł z kuchni trzaskając drzwiami.