Anioł poczuł się tak, jakby jego serce pękło. Zamrugał gwałtownie. Bardzo go to uderzyło, mimo wszystko jego twarz pozostała bez wyrazu.
- Już? Skończyłeś?- spytał diabła.
Ten tylko bez żalu kiwnął głową.
- To dobrze- szepnął anioł i wbiegł po schodach uprzednio popychając Tenebrisa. Wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami.
Nie mógł już widzieć jak Tenebris zaciska dłoń w pięść i usłyszeć jak szepcze zrezygnowany: ,,no pięknie kurwa”…
Wypijając
piwo za piwem Tenebris zastanawiał się nad tym co powiedziała mu Victoria
zaledwie dwa dni temu. Jak to brzmiało…?- zastanawiał się nieco otumaniony
alkoholem- „Beleth i Az… Ci dwaj są teraz razem…” Pamięcią sięgnął do swoich
piekielnych znajomych.
Znał obu od czasów rebelii Lucyfera.. Byli prawie jak bracia, mimo dzielących ich różnic...
Bel
był wariatem, typowym diabłem, który bez swojej mocy tworzenia przedmiotów nie
umiałby przeżyć nawet jednego piekielnego dnia. Odpowiadało mu zwykle
towarzystwo pięknych kobiet, woził je swoim krwistoczerwonym ferrari. Gdy
zaczął chodzić z Victorią nieco się opanował, ale, pod żadnym pozorem, nie
przestał pić, ani spotykać się z Tenebrisem i Az’em..
Azazel za to był wiecznym samotnikiem i dziwakiem. Nigdy nie znalazł sobie nikogo na stałe. Lubił
patrzeć na kobiety (zwłaszcza te skąpo ubrane, przy czym, dla niego najlepsze
„skąpo” było całkowicie nago…) Znany ze złośliwości i bezczelności narzucał się wszystkim. Nie gardził nigdy kieliszkiem. Jego największe pragnienie (już od upadku)
to aby zostać Szatanem. Kiedy wspomniał o tym po raz pierwszy wszyscy
potraktowali to jako żart, jednak on wciąż, przy każdej nadarzającej się
sposobności powtarzał „gdybym to ja był Szatanem…”.
Oprócz tego wiadomo było, że jest bez skrupułów i
okrutny.
Tenebris rozejrzał się po dość tłocznej „Sali Pod Diablim
Ogonem”. W oczy rzucały się między innymi diabły podrywające kobiety, rzadko w
jakiś kulturalny sposób… Większość klientów była już wstawiona jak po kilku
imprezach pod rząd, a była dopiero osiemnasta…
Jakiś mężczyzna w czerwonej sukience i butach na obcasach tańczył na
sąsiednim stoliku, dwa miejsca dalej siedziała wcale przyzwoita kobieta o
jasnych włosach ubrana w beżową suknię, dalej były dwa diabły pijące w najlepsze. Pod ścianą klubu stały dwie młode kobiety, obie ubrane dość
skąpo w czarne skóry, całowały się. Mężczyzna (zwykły obywatel piekła, nie
diabeł) siedział na kanapie obok nich i ciekawie się im przyglądał co chwila
obleśnie oblizując wargi. Reszta siedziała, albo podskakiwała do rytmu ostrej,
ciężkiej piosenki lecącej w tle.
Gdyby Luxor tu był,
przemknęło Tenebrisowi przez głowę, dostałby ataku serca i
pewnie zacząłby wyć w agonii.
Ledwo powstrzymał się od głośnego roześmiania się,
gdy wyobraził sobie tę scenę.
Jego rozmyślania przerwał dobrze mu znany głos.
- Tenebris, dawno cię tu nie było!- odwrócił się i
spostrzegł Beletha. Ubrany w swoim ulubionym stylu: ciemne jeansy, ciemna
koszulka a na niej czarna marynarka. Ciemne włosy miał jak zwykle nieco
roztrzepane, a jego brązowe oczy lśniły.
- Bel, ja tylko na chwilę…- zaczął się tłumaczyć
Tenebris.
- Wyluzuj, Lucek siedzi u siebie. Jak ci mija
kara? Vicky mówiła, że cienko ci idzie z tamtym malcem… Pewnie nie każe ci pić
piwka, co..?- diabeł rzucił rozbawione spojrzenie na trzy puszki po piwie
walające się na stoliku, przy którym siedział Tenebris.
- Wiesz, szczerze ci powiem, że mam go w…
Nagle obaj mężczyźni spostrzegli Az’a
przedzierającego się do nich przez grupkę diabłów.
Stanął obok nich przecierając dłonią czoło, tym
samym odgarniając włosy z czoła.
-Beleth powitał go krótkim, obojętnym pomrukiem, a
ten odwzajemnił się tym samym. Zachowywali się tak jak zwykle, żadnych zmian,
może Victoria go oszukała..?
- Mam do was pytanie…- zaczął Tenebris pozornie
lekko- Chodzi o coś co powiedziała mi Vicky- brwi Beletha powędrowały w górę.
- Zależy co powiedziała, ona czasem lubi
„kolorować” fakty…
Az odchrząknął i rozejrzał się po Sali, jakby
kogoś szukał.
- Powiedziała, że.. Hmm.. jakby to określić…
Zmieniliście nieco stosunek do siebie…
Na twarzy Az’a pojawił się cień rozbawienia.
- A o co konkretnie chodzi?
Tenebris nie mając ochoty bawić się w jego gierki
wyjaśnił szybo i bez ogródek co ma na myśli, choć był pewien, iż Az dobrze
wiedział…
- Nie mam pojęcia o czym mówisz- rzekł Beleth,
jednak w kącikach jego ust widać było lekki uśmiech.
- Ależ oczywiście- Tenebris roześmiał się- nie
mogę uwierzyć… Ale szczerze mówiąc, to musiało się kiedyś stać.. Chwila... Myślałem, że jesteś homofobem Az..
Mężczyzna rzucił jakieś przekleństwo i splunął na
podłogę.
- Mam to w dupie.
- Zapewne nie tylko to- mruknął pod nosem Tenebris,
tak, ze ten niczego nie usłyszał.
W pewnym momencie usłyszeli trzask rozbijanej
butelki. Gdy się obejrzeli zobaczyli diabła Crudelis’a (łac. okrutny). Czarnowłosy od dawna, gorąco go nienawidził.
- Jak się masz Tenebris?- rzucił fałszywie jak
zawsze- tak dawno cię nie widziałem, że mam ochotę się zabawić- w uśmiechu
ukazał śnieżnobiałe, nieco zaostrzone, zęby.
Jasna cholera…- pomyślał diabeł i zacisnął dłoń w
pięść.


