dd

GRY

sobota, 16 marca 2013

Rozdział V Gwałtowność


W poprzednim odcinku:

- Tenebris mówiłem ci, żadnych przekleństw. Zwłaszcza przy stole…- mruknął anioł odwracając się z talerzem w ręce. Mało brakowało aby go upuścił. Jego oczy otworzyły się szeroko, rozdziawił usta jak gdyby chciał coś powiedzieć ale nie potrafił zebrać słów.
- Co jest?- zdziwił się Tenebris- wyglądasz jakbyś zobaczył diabła- zachichotał.
Luxor drgnął. Przygryzł wargę i bez słowa położył talerz przed Tenebrisem. Ścierkę którą miał narzuconą na lewe ramię rzucił na blat kuchenny i wyszedł z kuchni.
O co mu kurwa chodzi?- zastanowił się diabeł- czyżbym miał coś na twarzy…?
Przetarł dłonią czoło, potem jeden i drugi policzek. Spojrzał na swoją dłoń. Była na niej rozmazana, czerwona plama. Szminka…
Nabrał powietrza w płuca zirytowany, lecz potem nie wytrzymał. Roześmiał się głośno.
Aniołek pomyślał, że…. Jezu… Co za kretyn…

Następny dzień.
Luxor stał koło zlewu, pomagał pani Willson w przyrządzaniu śniadania.
Westchnął przeciągle nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie mógł przestać myśleć o wczorajszym dniu. Po jego żałosnym występie w kuchni kiedy to, zobaczył szminkę na policzku diabła poszedł do pokoju. Mimo, że była szesnasta położył się i zasnął. Obudził się dopiero dziś, o siódmej, a przez cały czas kiedy on spał Tenebris zdążył zjeść z panią Willson obiad, posprzątać, obsłużyć kilku klientów a potem zjeść jeszcze kolację i położyć staruszkę spać. Potem wśliznął się do pokoju i także zasnął. Z resztą jeszcze się nie obudził, do tej pory spał tam jak zabity.
Anioł spojrzał na kobietę. Przyglądała mu się uważnie. Zdał sobie sprawę, że przed chwilą coś mówiła, a on za bardzo pogrążył się w rozmyślaniach, więc jej nie słuchał.
- Co.. Co pani mówiła..? Przepraszam, okropnie się zamyśliłem…
- Powiedziałam, że wyglądasz na smutnego. Jak siedem nieszczęść… Czy coś się stało skarbie?
Luxor przygryzł wargę. Czy to aż tak widać? Może faktycznie wyglądał marnie, nie mógł nic na to poradzić. Całą noc miał koszmary. Chodziło o rozmowę Tenebrisa i tamtej diablicy… Mówili coś o jakimś poważnym problemie… Powodzie dla którego Tenebris trafił tutaj, niestety nie wymienili żadnych szczegółów…
- To nic ważnego proszę pani.. To tylko.. Takie bzdury..- powiedział cicho.
- Luxorze, jeżeli się tym martwisz to raczej nie są bzdury- starsza kobieta odłożyła na bok nóż do masła i złapała anioła za rękę.- może i nie jestem twoją babką, ale przecież możesz mi powiedzieć co cię dręczy.- uśmiechnęła się ciepło.
Kilka siwych kosmyków przykleiło się do jej czoła. Błękitne oczy patrzyły na anioła z życzliwością przez grube szkła okularów.
-Ja… To znaczy… To tylko mała sprzeczka z Tenebrisem…
Kobieta spojrzała na niego, w jej bystrych oczach znów coś błysnęło, a może to było tylko światło odbijające się od szkiełek…?
- Rozumiem, jesteście dla siebie nawzajem naprawdę ważni…- uśmiechnęła się- jesteście nawet więcej niż przyjaciółmi… Nie ważne, że się pokłóciliście, bo niedługo znów się pogodzicie.
„Więcej niż przyjaciółmi…?”
Samo wyobrażanie sobie czegoś takiego przyprawiało go o dziwaczny ból brzucha. Pani Willson z całkowitą pewnością myliła się. On i Tenebris byli „naturalnymi” wrogami. Z resztą, Luxor sam nie czuł wobec niego niczego specjalnego… Poza zwyczajną anielską troską, tak jak o każdego innego. Jednak… Czuł, że– co nie przystało aniołowi- nienawidzi go. O ile anioł może kogoś nienawidzić…
Spojrzał na swoje odbicie w szybie okiennej.
Starsza kobieta miała rację, faktycznie wyglądał tak jakby czymś się martwił. Ściągał brwi, nie zdając sobie z tego sprawy, miał podkrążone oczy.
Westchnął.
Niespodziewanie do kuchni wszedł Tenebris, przeciągając się leniwie usiadł przy stole na swoim zwyczajowym miejscu (między krzesłami pani Willson i Luxora). Ziewnął przeciągle i przesunął dłonią po potarganych niemiłosiernie włosach spiętych w kitkę.
To co przykuwało uwagę to jego twarz. Zdawało się jak gdyby jeszcze kilka minut temu biegał, albo trenował. Hm..- zastanowił się anioł- lub robił coś jeszcze innego…
- Dzień dobry chłopcze- pani Willson uśmiechnęła się do niego ciepło, mężczyzna prawie zakłopotany (!) odwzajemnił się krzywym uśmiechem i banalnym: „Ładna dziś pogoda, nieprawdaż?”. Jego głos był zachrypnięty i brzmiał jakoś tak… Dziwnie… Trudno określić na czym polegała ta dziwaczność…
Luxor wyjrzał przez okno. W środku listopada nie mogło być mowy o ładnej pogodzie, zwłaszcza tutaj… Szary i ponury krajobraz tworzony przez praktycznie nieprzejezdne ulice, ludzi, którzy, jeśli na nich spojrzysz, spotkasz się z nieprzyjemnym wyrazem twarzy, nowoczesne aczkolwiek zwyczajnie brudne sklepy, niektóre ozdobione szyldami, bądź szczególnie okropnymi neonami…
Stalowe chmury nad miastem, spaliny samochodów… Taaak, doprawdy, ładna dziś pogoda….
 Anioł przyjrzał się diabłu, który właśnie (otrzymawszy kubek z kawą od pani Willson) wychylał kolejny łyk smolisto-czarnego płynu. Wyglądał jakby w tej chwili był myślami gdzieindziej. Przetarł czoło po czym kładąc kubek na stół objął go obiema dłońmi. Ukradkiem spojrzał na Luxora i szybko, nie dając po sobie niczego poznać, zagadnął panią Willson o jej dzisiejsze wyjście do kościoła. Miała wyjść za kwadrans a wrócić około godzinę później.
Po śniadaniu, które szczerze mówiąc zjedli bardzo szybko, zeszli na dół. Staruszka poprosiła anioła i diabła o zajęcie się klientami, którzy właśnie weszli do sklepu, a sama wyszła.
Tenebris zaskakująco sprawnie obsłużył młodą parę poszukującą jakiejś ważnej dla nich książki. Kiedy Tenebris im ją wręczył zadowoleni zapłacili kilka dolarów więcej mówiąc uprzejmie i równocześnie kategorycznie: „reszty nie trzeba” .
Wyszli obejmując się czule i śmiejąc się wesoło do siebie.
Luxor patrząc na nich uśmiechnął się w duchu ciesząc się z ich szczęścia. Jednak po chwili naszła go myśl „czy Tenebris i Victoria też tak się do siebie uśmiechają…?”.
Spojrzał na mężczyznę, tym samym przyłapując go na, krótko mówiąc, gapieniu się na niego.
- Co jest? - anioł zdziwił się intensywnością jego spojrzenia.
- Nic, po prostu widziałem twoją minę i pomyślałem, że może ty też masz tam w niebie jakąś laseczkę. Mylę się?
Luxor obruszony jego słowami wzdrygnął się i podążył wzrokiem śladem pary znikającej już za zakrętem innego sklepu.
- Owszem, mylisz się. Nie mam żadnej „laseczki” i nie mów do mnie w taki sposób diable!- w ustach anioła to słowo zabrzmiało najwyraźniej bardzo zabawnie, bo na twarzy Tenebrisa zaigrał uśmiech.- po prostu uważam, że miłość jest piękna, a nawet taki wredny i nadęty diabeł jak ty nie potrafi zakłócić jej obrazu ani harmonii.
- Ja wredny i nadęty?- Tenebris założył ręce.- Obrzydliwe kłamstwo!
Luxor uśmiechnął się pod nosem.
- Anioły nie kłamią…

§§§

Godzinę później, tak jak było zapowiedziane do sklepu wróciła staruszka.
Powiedziała mężczyznom, że sama zajmie się na razie sklepem, za to oni mają iść do magazynu wyrzucić najbardziej zniszczone rzeczy.
- Dobrze- zgodził się anioł za nich obu i skierował się do drzwi obok schodów napotykając niechętne spojrzenie diabła.
- Serio? Nawet żadnego: „nie chce mi się” albo  „sama se idź…”? Ale z ciebie aniołek…
Poszli więc do magazynu. Po drodze diabeł popchnął Luxora dla zabawy, anioł ledwo uniknął spotkania z drzwiami co niezwykle rozbawiło Tenebrisa.
Pani Wilson została w sklepie. Stanęła za kasą i zaczęła spokojnie przeglądać notes sprzedanych przedmiotów. Minęło zaledwie kilka minut gdy wszystko nagle przyspieszyło. Do sklepu wpadło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Ubrani byli na czarno, a na twarzach mieli kominiarki.
Jeden z nich trzymał dłoń w kieszeni. Ich spojrzenia wyrażały kompletną pustkę.
Podbiegli do kontuaru.
- Dawaj kasę starucho!- warknął jeden, kładąc rękę na blacie.
- Ale ja…. Ja nie mogę…- wysapała przerażona kobieta.
- Jak to, kurwa nie możesz?!- ryknął ten drugi uderzając ciężką łapą w blat.
- Ja… ja nie dam wam pieniędzy!- Kobieta próbowała się im postawić mimo wyraźnego drżenia w jej głosie.
- Nie?! Mężczyzna wyjął z kieszeni coś czarnego i niedużego. Zbliżył do twarzy staruszki.
To był pistolet.
Ta nie wytrzymała. Wydała z siebie okrzyk przerażenia i zemdlała, upadając na ziemię.

§§§
Luxor usłyszał krzyk a zaraz po tym huk, jakby ktoś się przewrócił.
- Tenebris- szepnął do diabła grzebiącego w jakimś kartonie.
- Hm?- spytał tamten nie unosząc nawet wzroku znad pudła.
- Słyszałem panią Willson- oznajmił anioł- chodźmy, coś mogło się jej stać!
Tenebris szybko wstał.
-Idę pierwszy!- rzucił przez ramię kierując się ku drzwiom.
Luxor zaraz popędził za nim.

§§§
Ponieważ Tenebris jest bardzo wysportowany, wpadł do sklepu jako pierwszy. Przystanął w wejściu  i ani drgnął.
- Co jest?- zdziwił się anioł.
- Nie ruszać się!!- wrzeszczał ktoś w pomieszczeniu, do którego Luxor nie miał teraz dostępu.
 Spojrzał na zagradzającego mu przejście Tenebrisa. Miał napięte plecy. Zacisnął dłonie w pięści.
Ktoś napadł na sklep, ktoś tak bardzo zdesperowany, aby okradać zwyczajny sklep z antykami… Gdzieś tam byłą pani Willson, mogła być ranna…
- Chodźmy!- ponaglił Luxor.
- Nie- usłyszał odpowiedź diabła, zagradzającego mu drogę ramieniem.
- Co?- anioł wytrzeszczył oczy.
- Nie ,,my”, tylko ja!- dokończył brunet- ty zajmij się panią Willson.
- Dlaczego…?- nie zdążył dokończyć, bo diabeł już puścił się biegiem na bandytę. Wykopnął mu broń z ręki, ta poleciała gdzieś pod ścianę. Tenebris zaczął okładać intruza pięściami.
Luxor potrząsnął głową przypomniawszy sobie, że miał zająć się ranną i oderwał wzrok od walczącego mężczyzny. Szybko podbiegł do staruszki i pobrzeżnie sprawdził, czy nic jej nie jest. 
Kobieta miała kilka otarć na prawym ramieniu, którym prawdopodobnie zahaczyła o ladę i ranę na głowie. Rozciągała się od ucha i mierzyła koło pięciu centymetrów. Krwawiła obwicie, barwiąc jej siwe włosy na szkarłat.
Luxor ułożył ją wygodniej za kontuarem w pozycji leżącej i wstał żeby poszukać jakiegoś kawałka materiału.
W tym samym czasie Tenebris walczył z zamaskowanym mężczyzną. Niestety, gdyby nie zakaz używania jakichkolwiek mocy na ziemi, pokonałby go raz ,dwa.
Nagle poczuł silne uderzenie w plecy. Ból przeszył całe jego ciało czyniąc je bezwładnym.
Luxor widział, jak drugi bandyta uderza Tenebrisa w plecy kijem. Diabeł opadł na podłogę ze zduszonym krzykiem.
- Tenebris!- wrzasnął przerażony anioł.
Dwaj napastnicy spojrzeli na niego, a potem po sobie. Jeden z nich parsknął śmiechem i zaczął wkładać do worka różne przedmioty.
Drugi zaczął zbliżać się do kasy.
Anioł wyskoczył zza kontuaru i zasłonił staruszkę i kasę własnym ciałem.
- Odsuń się gnoju!- warknął bandyta.
- Nie!- odparł blondyn hardo, lecz  bez namysłu.
Włamywacz prychając uderzył go w twarz, a że anioł nigdy do najsilniejszych nie należał, stracił równowagę i podtrzymał się rękoma blatu. Jedną dłoń zacisnął w pięść i zamachnął się by uderzyć przeciwnika, ale on był szybszy. Złapał jego dłoń i ją wykręcił.
Chwycił Luxora za włosy i jego głową uderzył o ścianę, trafiając na gwóźdź.
Anioł chciał krzyknąć, jednak z jego ust wydobył się tylko cichy pisk.
- Nadal jesteś taki pewny siebie?- mężczyzna zarechotał.
Potrząsnął aniołem i zaczął go bić gdzie popadnie.

§§§

Tenebris błyskawicznie podniósł się i uderzył pierwszego bandytę w głowę z taką siłą, że ten upadł tracąc przytomność, wtedy diabeł zauważył co się dzieje z aniołem
Drugi złodziej trzymał go za włosy i śmiał się szarpiąc nim co chwila. Luxor bez sił tylko klęczał.
Miał zakrwawioną twarz, z której spływały szkarłatne krople plamiąc niegdyś nieskazitelną koszulę i potargane blond włosy, które teraz trzymała wielka, brudna łapa.
Mimo krzywd, anioł nie uronił ani jednej łzy.  Już nawet nie krzyczał.
Tenebris, widząc go w tym stanie, wpadł w szał. Zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że z śródręcza po palcach popłynęła mu ciepła strużka krwi.
Z nogami jak z betonu zmierzał ku bandycie. Wziął do ręki zegar z półki. Podszedł do napastnika od boku i zamachnął się. Zwyczajnie opuścił rękę tak, że ciężki przedmiot uderzył mężczyznę w tył głowy.  Usłyszał chrupnięcie, które sprawiło mu dużą satysfakcję.
Zamaskowany mężczyzna osunął się na ziemię puszczając Luxora, który upadł razem z nim
- I co teraz? Co teraz skurwielu?!- warknął Tenebris do leżącego włamywacza kopiąc go po czym spojrzał na nieprzytomnego anioła.

§§§
Luxora obudził dotyk, który czuł na swoim ciele. Czyjeś ręce muskały jego brzuch i klatkę piersiową…
Uchylił nieprzytomnie powieki. Widział ciemny, niewyraźny kształt nad sobą. Mruknął coś niewyraźnie, nawet sam nie wiedział co i ospały pokręcił głową zaciskając powieki.
- Nie ruszaj się- powiedział spokojnie głos, który dobrze znał.
Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwieniem.
Nad nim był Tenebris!
- Co… Co ty robisz?- wyjąkał Luxor.
- Usiłuję cię zgwałcić- mruknął w odpowiedzi diabeł.
-Co?!- Luxor gwałtownie podniósł się. Zauważył, że ma rozpiętą koszulę, leży w swoim łóżku a obok stoi Tenebris z bandażem w jednej ręce i wodą utlenioną w drugiej.
- Żartowałem aniołku!- roześmiał się brunet- opatrywałem ci rany.
- Co?
W tym momencie Luxor uświadomił sobie, jak bardzo boli go głowa i żebra, oraz nadgarstek.
Spojrzał na swoją prawą rękę. Na nadgarstku zawinięty był bandaż. Bardzo precyzyjnie z resztą.
Spojrzał na diabła z miną wyrażającą zupełne zagubienie.
- To ty?
- Nie, ksiądz- sarknął brunet.
Anioł zastanowił się przez chwilę patrząc na diabła podejrzliwie.
- Dlaczego mi pomogłeś?
Tenebris spojrzał mu prosto w oczy.
- Bo ja…- zaczął czule- musiałbym potem sprzątać twoje cherlawe ciało!- dokończył udając rozpacz i zasłaniając jedną dłonią oczy.- a propos- odjął rękę od twarzy- tam na górze to cię nie karmią, czy jak?- dźgnął anioła palcem w goły brzuch.
- Draniu!- ryknął Luxor chowając twarz w poduszce.
- Luxor- mruknął diabeł- podnieś głowę.
- Nie- krzyknął w odpowiedzi anioł.
- Podnoś!- mężczyzna złapał za jego głowę i podniósł ją. Wtedy Luxor zobaczył na swojej poduszce krew.
- Co jest?- zmarszczył brwi.
- Masz ranę na policzku, kretynie. Chciałem ci ją obmyć- usłyszał w odpowiedzi.
Z niedowierzaniem dotknął swojego policzka a potem spojrzał na swoją dłoń. Była we krwi.
Nagle uderzyły go wspomnienia.
Dwóch mężczyzn, zamieszanie, ból i…
- Pani Willson…- wyszeptał- co z nią?
- Zawiozłem ją do szpitala aniołku- uspokoił go Tenebris.
Anioła zalała fala ulgi gdy nagle poczuł ręce Tenebrisa na swojej klatce piersiowej.
- Ej, co robisz ?!- wrzasnął.
- Jak  już mówiłem, durniu, chcę opatrzyć ci rany- mruknął znudzonym głosem diabeł. Położył dłoń na policzku anioła a ten zaraz odskoczył.
- Co jest?-  diabeł powoli tracił cierpliwość.
- Nie dotykaj mnie!- ostrzegł anioł.
- Dlaczego?
- Bo ci nie ufam, możesz mnie skrzywdzić lub nawet zabić- wysapał anioł.
- Czemu miałbym… A dobra, radź sobie sam!- diabeł machnął ręką i rzucił się na swoje łóżko.
Wyciągnął spod poduszki jakieś czasopismo i zaczął je przeglądać. Przyjął wyraz twarzy obrażonego dziecka.
Zapadła kompletna cisza. Słychać było tylko ich oddechy i cykanie zegara nad drzwiami.
Luxor pogrążył się w rozmyślaniach. Przypominał sobie kolejno wydarzenia z napadu. A przynajmniej próbował, bo po kilku sekundach uświadomił sobie, że jego serce bije bardzo szybko.
Zaczął zastanawiać się dlaczego, ale nie mogąc na nic wpaść uznał, że pewnie po prostu tak się przestraszył, że Tenebris może go skrzywdzić…
Spojrzał na naburmuszonego diabła.
- Tenebris- poczekał aż ten na niego spojrzy, co uczynił bardziej niż zwykle niechętnie- pani Willson jest teraz w szpitalu?
- Ta- mruknął niechętnie- teraz zostaliśmy tu zupełnie sami i musimy się zająć tym bajzlem. Przez kilka dni…
Luxor odwrócił wzrok gdzieś w stronę ściany.
Ta wiadomość na powrót rozpaliła w nim te uczucia. Obawy i przede wszystkim gorąca.


Noo.. teraz z długością rozdziału chyba trochę przeholowałam ;D No ale co tam... Proszę o szczere komentarze, bo nie wiem czy warto pisać dalej, serio, bardzo proszę!

Możesz sięgnąć słońca, o ile tylko się postarasz.. :)



Show Your colors :)




Pogląd młodzieży!


Czasem o tym myślałam, ale dobrze wiedziałam, że nie miałabym odwagi, jednak to co przydarzyło mi się przedwczoraj.... Od razu stwierdziłam, że gdybym jakimś cudem, gdzieś na trawniku znalazła Death Note'a to wiem czyje nazwiska znalazłyby się na pierwszej stronie (nie licząc oczywiście polityków... -.-") 


Ale do rzeczy, w ławce siedzę obecnie z pewną dziewczyną... Nie podam nazwiska, aby nikogo nie obrazić, przed nami siedzi dwóch chłopaków. To była historia, tuż po sprawdzianie z dat i epok w Polsce. Spokojnie sobie siedzę, gdy nagle jeden z tych chłopaków się odwraca i zagaduje moją koleżankę (nawiasem mówiąc niezwykle przemądrzałą). Zaczyna się ich gorąca dysputa na temat systemu nauczania (muszę dodać, że siedzimy w drugiej ławce, więc nauczycielka wszystko musiała słyszeć, jednak nie zwróciła na to uwagi). Całej rozmowy nie podam, usiłowałam ich nie słuchać... Ale mogę podać Wam skrawki:
dziewczyna- X, chłopak- Y

X -"Moim zdaniem z tego sprawdzianu nic nam się w życiu nie przyda"
Y- "W Polsce już tak jest..."
X- "Ja uważam, że u nas jest przeje*ane, no bo na przykład w Finlandii...."
Tu włączam się ja
Luna - "Co Wam odbiło, jeśli jest się polakiem to powinno się znać historię Polski, choć trochę patriotyzmu!"
Y- "Ja się do Polski nie przyznaję"
X- "Ja jestem w połowie Rosjanką, więc mam do w dupie"
L- "Ta, ale jednak w połowie jesteś polką! A poza tym, nie narzekajmy, w niektórych krajach dzieci nie mają jak się uczyć..."
Y- "No tak, ale weź pod uwagę, że np. w takiej Belgii, to wszystko mają legalne, dzieciaki se po ulicach chodzą, jarają marihuanę, wszystko mogą, a w Polsce geje nawet ślubu nie mogą wziąć" (tu uderzył w mój czuły punkt)
L- "Nie powiesz mi chyba, że chciałbyś, aby w Polsce zalegalizowano marihuanę!"
Głupi uśmiech chłopaka.
Y- "Czemu nie? Moim zdaniem w Polsce powinna być legalna."
L- "Jesteś jakiś chory, przecież to okropne!"
Umilkłam.
X- "A wracając do tego systemu..."
Y- "no właśnie, w szkole powinni uczyć, a nie zadawać prace domowe!"
X- "Mój tata to z tego pękał ze śmiechu, powiedział: Przecież Wy w życiu nie zapamiętacie tych dat!"
Y- "No właśnie, mój stary też z tego beke miał!"
X- "Ej, wiesz co? S-Z-K-O-Ł-A Specjalny Zakład Każąco-Opiekuńczy Łączący Analfabetów"

Na tym rozmowa się zakończyła, zadzwonił dzwonek.
Wam pozostawiam ocenę tego poglądu na świat i sytuację w Polsce. Myślę, że nikt z Was nie jest na tyle głupi żeby się z nimi zgodzić..

Poczuj to...


Żeby to poczuć, musisz tam być... ;)


ps. Zdarłabym z niego ten pasek i wzięła dla siebie x3