niedziela, 17 sierpnia 2014
sobota, 16 sierpnia 2014
Maria Peszek- Żwir
w smutek opakowana
stoję w ciszy po kolana
ej czy ktoś słyszy mnie
ej tu jestem
na dnie
w smutek opakowana
leżę zakneblowana
ej czy ktoś widzi mnie
ej tu jestem
na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na samym dnie
w smutek opakowana
stoję w ciszy po kolana
ej czy ktoś słyszy mnie
ej tu jestem
na dnie
tłukę głową o ścianę
i tłuc nie przestanę
ej czy ktoś słyszy mnie
ej tu jestem na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na samym dnie (x2)
psychol świr
goń się ssij
psychol świr
niech żre żwir (x4)
ej czy ktoś wie
jak tu jest na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na samym dnie
a każdego dnia
siedemnastu z nas
z parapetu okna skoczy
zatrzaskując oczy
ej czy ktoś wie
jak tu jest na dnie
ej czy ktoś wie
jak tu jest na samym dnie (x2)
Candle Cove
Creepypasta time! :) Na dziś "Candle Cove", jedna z moich ulubionych. Miłego czytania i przy okazji, jeśli macie do mnie jakieś życzenia, to piszcie pod tym postem (lub kolejnymi) albo na mojego maila, którego znacie jak mi się zdaje ;) Piszcie śmiało, nie gryzę (zbyt mocno). Nie dostanę życzeń, to po prostu będę wstawiać tak jak zwykle, czyli wszystkiego po trochu.
Skyshale033
Temat: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy ktokolwiek pamięta ten program dla dzieci? Nazywał się Candle Cove. Oglądałem go, gdy miałem jakieś 6 - 7 lat. Nigdy nie znalazłem o nim żadnej wzmianki, więc sądzę, że było to puszczane w lokalnej telewizji około roku 1971 albo 1972. Mieszkałem wtedy w Ironton. Nie pamiętam, na której stacji był puszczany, pamiętam jednak, że leciał o jakiejś dziwnej godzinie. Około 16 bodajże.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Brzmi to dla mnie bardzo znajomo... Dorastałem w okolicach Ashland. W 1972 miałem 9 lat. Candle Cove... Czy to było o piratach? Pamiętam marionetkę pirata, rozmawiającą z małą dziewczynką na brzegu zatoki.
Skyshale033
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
TAK! Ok, czyli nie zwariowałem. Pamiętam Pirata Percy'ego. Zawsze się go trochę bałem. Wyglądał jakby był zbudowany z części innych lalek, naprawdę niskobudżetowe. Jego głową była głowa porcelanowej lalki, wyglądająca jak antyk. Zupełnie nie pasowała do reszty ciała. Nie pamiętam, na którym kanale to leciało. Nie sądzę, żeby to było WTSF (Chrześcijański kanał telewizyjny - przyp. tłum.)
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przepraszam, że wskrzeszam taki stary temat, ale wiem, o jaki program ci chodzi Skyshale. Sądzę, że Candle Cove było puszczane jedynie przez kilka miesięcy w '71, a nie w '72. Miałam 12 lat i oglądałam to kilka razy z moim bratem. To był kanał 58, nie wiem tylko, jaka to była stacja. Moja mama pozwalała mi na to przełączać po wiadomościach. Zobaczmy, co dokładnie pamiętam. Akcja rozgrywała się w Zatoce Świec. Główną bohaterką była mała dziewczynka, która wyobrażała sobie, że jej przyjaciółmi są piraci. Statek piracki nosił nazwę Laughingstock. Pirat Percy nie był dobrym piratem, ponieważ bardzo łatwo można go było wystraszyć. Nie pamiętam imienia dziewczynki. Janice albo Jade. Coś w tym rodzaju. Sądzę jednak, że była to Janice.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Dziękuję ci Jaren!!! Wspomnienia do mnie wróciły, gdy wspomniałaś statek Laughingstock i kanał 58. Pamiętam, że na dziobie okrętu była drewniana, uśmiechająca się twarz. Jej dolna część szczęki była zanurzona w wodzie. Wyglądało to tak, jakby połykała morze. Miała też paskudny głos i śmiech Ed'a Wynn'a. Szczególnie pamiętam, jak zmienili drewniany/plastikowy model na pieniącą się ze złości pacynkę, która mówiła.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Haha, też to pamiętam. Czy pamiętasz, Skyshale, ten cytat: "Musisz... wejść... DO ŚRODKA."
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Hmm, mike, odczułem dreszcz czytając to. Tak, pamiętam. To zawsze mówił statek do Percy'ego, gdy ten miał wejść do jakiegoś strasznego miejsca, jak jaskinia, albo ciemny pokój, w którym był ukryty skarb. Kamera wtedy zbliżała się do twarzy Laughingstock'a za każdym razem, gdy ten robił pauzę w zdaniu. MUSISZ... WEJŚĆ... DO ŚRODKA. Jego krzywe oczy, zła mina oraz linki poruszające jego ustami. Eh. To wyglądało na zrobione bardzo niskim nakładem pieniędzy. Było jednocześnie straszne. Pamiętacie może czarny charakter? Jego twarzą były jedynie długie, zakręcone na końcówkach wąsy, znajdujące się nad długimi, obnażonymi zębami.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Przyznam szczerze, że myślałem, że Percy był czarnym charakterem. Miałem około 5 lat, kiedy program był nadawany. Paliwo dla nocnych koszmarów.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Pacynka z wąsami nie była czarnym charakterem. Ona była jedynie jego towarzyszem. Nazywała się Potworny Horacy. Horacy miał też monokl, który znajdował się na szczycie wąsów. Myślałam przez to, że miał tylko jedno oko. Czarnym charakterem była inna marionetka. Złodziej Skór. Nie mogę uwierzyć, co oni kazali nam wtedy oglądać.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Jezu Chryste. Złodziej Skór. Co za chore programy oglądały wtedy dzieciaki? Naprawdę nie mogłem patrzeć na ekran gdy pojawiał się Złodziej Skór. Pojawiał się znikąd, zjeżdżając na swoich sznurkach. Był brudnym szkieletem, noszącym brązowy cylinder i pelerynę. Miał też szklane oczy, które były stanowczo za duże w porównaniu z rozmiarami jego głowy. Jezu wszechmogący.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czy jego cylinder i peleryna nie były uszyte w dziwny sposób? Czy to miała być dziecięca skóra??
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Tak, tak sądzę. Pamiętam, że jego usta nie otwierały się ani nie zamykały, jego szczęka po prostu opadała, a następnie gwałtownie się zamykała. Pamiętam, że mała dziewczynka zapytała "Dlaczego twoje usta ruszają się w ten sposób?". Wtedy Złodziej Skór nie popatrzył na dziewczynkę, lecz w kierunku kamery i powiedział "ŻEBY MÓC ZMIELIĆ TWOJĄ SKÓRĘ".
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Czuję ulgę, że inni też pamiętają ten straszny program! Mam okropną pamięć. Miałem kiedyś zły sen, który zaczynał się od końcówki dżingla rozpoczynającego Candle Cove. Następnie pojawił się właściwy program. Były tam wszystkie postacie, jednak kamera skupiała się jedynie na ich twarzach. Wszyscy tylko krzyczeli. Pacynki i maskotki jedynie kiwały się i krzyczały. Krzyczały. Dziewczynka płakała i jęczała. Budziłem się wiele razy z tego koszmaru. Zwykłem nawet moczyć łóżko, gdy mi się śnił.
kevin_hart Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie sądzę, żeby to był sen. Pamiętam to. Pamiętam, że to był jeden z odcinków.
Skyshale33
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Nie, nie, nie. To niemożliwe. Tam nie było żadnej fabuły, ani niczego w tym rodzaju. Naprawdę, jedynie stojące w miejscu płaczące i krzyczące postacie przez cały odcinek.
kevin_hart
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Możliwe, że tylko wyobraziłem sobie ten odcinek pod wpływem tego, co powiedziałeś, ale - mógłbym przysiąc na Boga - wydaje mi się, że pamiętam to, o czym napisałeś. Po prostu krzyczeli.
Jaren_2005
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
O Boże, tak. Mała dziewczynka, Janice. Pamiętam, jak się trzęsła. Złodziej Skór krzyczący i zgrzytający zębami. Wyłączyłam telewizor. To był ostatni raz, kiedy oglądałam Candle Cove. Od razu pobiegłam do mojego brata i opowiedziałam mu o całym odcinku. Później nie mieliśmy odwagi, żeby ponownie włączyć telewizor na ten program.
mike_painter65
Temat: Odpowiedź: Candle Cove lokalny program dla dzieci?
Odwiedziłem dzisiaj moją mamę w domu starców. Zapytałem się jej, czy pamięta Candle Cove - program dla dzieci, który oglądałem na początku lat 70. kiedy miałem około 8 lub 9 lat. Powiedziała, że jest zdziwiona, ze to zapamiętałem. Zapytałem, dlaczego. Powiedziała "Zawsze uważałam to za dziwne, gdy mówiłeś "idę obejrzeć Candle Cove, mamo", po czym włączałeś telewizor na nienastrojony program i oglądałeś biały szum przez 30 minut". Miałeś wielką wyobraźnię, wymyślając swój serial o piratach."
Źródło: Creepypasta Wiki
Krwawię bardzo powoli
"Wiesz co jest gorsze od samej śmierci? Świadomość o tym, że przez całe życie powoli krwawisz wewnętrznie..."
piątek, 15 sierpnia 2014
I wan't a cigarette, man...
SLC punk, kto oglądał? ;) Niedawno dopiero zaliczyłam ten film, gorąco polecam, aczkolwiek, pokazuje to, iż punki w świecie nie mają przyszłości. Tak ja to odbieram. Mój wujek za młodu był punkiem, wyrósł na wąsatego pana po czterdziestce, z brzuszkiem, który ma kiepsko z hajsem. Ja mam nadzieję, że nie skończę w ten sposób i nie zapomnę o punku tak jak on. PUNK'S NOT DEAD! :)
czwartek, 14 sierpnia 2014
Po długiej nieobecności...
Witam, po długiej nieobecności mogę wrócić. Niestety jak na razie mam możliwość publikowania tylko przez telefon, a więc nie będę pisać tak dużo. Kiedy będę już miała założony internet na komputerze, to, tak jak napisałam we wcześniejszym poście, będę działać z pełną parą :)
A teraz czas na creepypastę. Później napiszę jakiś artykuł. Miłego czytania ;)
Pewnej nocy obudziłam się leżąc twarzą do poduszki, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Przytrafiało mi się to wcześniej już wiele razy. Lekarz objaśniał mi, że to paraliż senny, który może być powodowany przez zaburzenia konkretnej fazy snu lub stres, spanie w nieodpowiedniej pozycji, jedzenie takich a nie innych rzeczy przed snem, nadużycie alkoholu i tak dalej. Widziałam różne rzeczy. Od słodziutkich kociaczków przy drzwiach po przerażające demony pełznące po moim ciele. Nazywano to hipnagogami, które, jak mi powiedziano, były czymś normalnym, tylko jakieś zaburzenie fazy REM snu, nic wielkiego...
Jednak ta noc i to co się stało to zupełnie inna bajka.
Chłodny wiatr wydął zasłony nad moją głową, okno było tuż obok łóżka. Nie otwierałam go, gdy szłam spać. Poczułam się tak jakbym była obserwowana. Przez sennie zmrużone oczy dostrzegłam postać dziewczynki stojącej w oknie. Ubrana była w białą sukienkę, miała bladą skórę i jedwabiste, lśniące włosy. Szeroko się uśmiechając, przycisnęła palec do ust.
- Szaaaa!
Zachichotała, i wtedy nagle okno zamknęło się z impetem. Poczułam ogromny ciężar jak to wylądowało mi na plecach, nie mogłam oddychać. Długie pasma czarnych włosów, ociekające od łoju otoczyły moją głowę, dotykając również skroni. Dwie lodowate, wilgotne dłonie błądziły wzdłuż moich rąk, palce zaplatały się wokół moich palców. To coś dosłownie wcisnęło mnie w materac. Szeptało do mnie niezrozumiale, potem coraz głośniej, słowa wykrzykiwane były coraz szybciej, aż w końcu zaczęły mnie od tego boleć uszy. Brzmiały jak metaliczne ostrze miecza wyciąganego z pochwy, były ostre, przerażające i zimne. Dosyć ciężko jest opisać głos, lub głosy, które słyszałam. Były jak łacińska pieśń, albo angielski od tyłu,lub wypaczona, zniekształcona melodia; inne, co przychodzi mi na myśl to nieznośne zgrzytanie skrzypiec w towarzystwie dzikiego huku fortepianu w połączeniu z nieustannym sykiem "zabójstwo, samobójstwo, zabić, rozdrapać!" i "cisza, szaaaa!". Wszystko to działo się w tym samym czasie, tak długo, że zdawały się mijać godziny. Leżałam, całkowicie sparaliżowana. Wciąż czułam jej ciężar, jej zimne, mokre ciało na swoim ciele. Nie chciałam myśleć o tej istocie, nie chciałam wyobrażać sobie jak to wszystko teraz wygląda. Sam jej głos był wstanie doprowadzić mnie do obłędu. Słabłam, odpływałam, czułam jakbym miała zaraz zapaść w jakiś głęboki, wycieńczający sen. Mój oddech stawał się wolniejszy i spokojny. Okropnie zimne usta muskały mnie w kark, a lodowate dłonie gładziły policzki. Zanim odeszło, to coś wydało z siebie dźwięk, który zmroził mi krew w żyłach. Poczułam ulgę, to zniknęło, żadnych szeptów, cisza. W końcu. Przetoczyłam się przez łóżko, wstałam i pomknęłam do włącznika światła. Biegłam do niego dziwnie długo. Po zapaleniu lampy niby wszystko było na swoim miejscu, ale czułam, że coś jest nie tak. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Zauważyłam cztery punkciki kocich oczu w końcu korytarza. Słyszałam jak mruczą z zadowolenia. Wszystko byłoby ok - sęk w tym, że nie mam kotów. Powoli zaczęłam się do nich zbliżać. Zdawały się być niewinne. Zresztą koty syjamskie były miłym akcentem po dawce strachu, który mi przed chwilą dostarczono, wciskając mnie we własne łóżko, naprawdę. Pochyliłam się nad nimi. Wpatrywały się we mnie z taką samą ciekawością, obracając łebki, jak to koty mają w naturze. Wyciągnęłam do nich rękę. Oba kociaki zaczęły lizać koniuszki moich palców swoimi szorstkimi językami. Halucynacje, czy nie - były słodkie. Już brałam jednego z nich na ręce, gdy ten zasyczał i rozciął mi policzek swoimi pazurami. Upuściłam go, a chwilę później oba uciekły z najeżoną sierścią w ciemność. Znów byłam w swoim łóżku. Zupełnie tak, jakby nic się nie stało. Przetoczyłam się przez łóżko i wstałam, powoli podchodząc do kontaktu. Tym razem wszystko było w porządku, nie czułam żadnego niepokoju. Żadnych dziwnych kociaków na korytarzu. Teraz na pewno byłam przebudzona. Przeszłam przez korytarz, do łazienki. Spojrzałam w lustro. Prawie zemdlałam. Moja piżama była brudna od wstrętnego, czarnego łoju, mój policzek zadrapany kocimi pazurami krwawił obficie z niezabliźnionej rany. Zaczęłam panikować na serio. Więc dalej byłam w tym popapranym koszmarze?! Czy może to wszystko było naprawdę? Obie wersje przerażały mnie tak samo. Zemdlałam. Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Rodzice zawieźli mnie pędem do szpitala po tym jak mój młodszy brat znalazł mnie w łazience.
- Co się k***a stało? - spytałam.
- Zważ na swoje słowa, Elizabeth - odpowiedziała moja matka
- Przewróciłaś się w łazience. Nieźle się gwizdnęłaś! - odpowiedział mi brat.
- O, serio? - Wymruczałam pod nosem.
Mój ojciec zakasłał, a matka trąciła go łokciem posyłając mu srogie spojrzenie. Lekarz wyjaśnił mi tyle, że upadłam i uderzyłam się w głowę. To spowodowało utratę przytomności i moje obrażenia na twarzy. Nie uderzyłam się jednak na tyle mocno, by zapomnieć co się stało. Wzdrygnęłam się na samą myśl. W drodze do domu usiadłam obok brata na tylnym siedzeniu. Chciałam z kimś pogadać o tym co naprawdę się stało w tej łazience, ale wiem, że nikt nie wziąłby mnie na serio. Wiedzieli o mojej przypadłości z paraliżem sennym, ale nawet tego nie brali na poważnie, odbierali go jako zwykłe, głupie koszmary. Milczałam przez cały dzień, walczyłam z myślami. W końcu robiłam się coraz bardziej senna. Każda minuta zwiastowała rychłe nadejście zmierzchu, co z kolei oznaczało, że będę musiała położyć się spać. Postanowiłam, że dziś nie zasnę. Ani jutro. Ani pojutrze... Po dziesięciu pozbawionych snu dniach, rodzice znów zabrali mnie do lekarza. Przepisał mi jakieś pigułki na sen. Na początku obawiałam się je łyknąć. Nie chcę iść spać i znów przeżyć tego horroru. Moje ciało i umysł były jednak na granicy wytrzymania, więc postanowiłam, że dziś sobie odpuszczę i wzięłam jedną pastylkę. Spałam jak zabita i obudziłam się wypoczęta. Poczułam ogromną ulgę. Każdej nocy brałam po pigułce przed snem. Każdego ranka budziłam się bez żadnych komplikacji. Ta sielanka ciągnęła się miesiącami. Paraliż senny zdawał się jakąś odległą mrzonką. Pewnego dnia wróciłam do domu zmęczona jak nigdy. Wciąż było wcześnie, trzecia po południu, ale postanowiłam się trochę zdrzemnąć. Zdawało mi się, że nic się nie stanie, to przecież tylko drzemka. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam. Obudziłam się około godzinę później. Ziewnęłam i przeciągnęłam się, wstając. Nagle usłyszałam krzyk mojego młodszego brata.
- Liz! LIZ! COŚ JEST W MOIM POKOJU! POMÓŻ MI! POMÓŻ!
Pomknęłam w stronę pokoju Timothy'ego. Prawie umarłam ze strachu jak zobaczyłam tą scenę. Kobieta, brudna od tej ohydnej czarnej mazi, którą dobrze znam, wczołgała się przez okno na podłogę. Jej ciało wykręcało się pod najróżniejszymi kątami, jej kości chrzęściły, łamały się, kiedy poruszała się po podłodze. Jakiś czarny płyn wypłynął z jej ust i oczu kiedy szeptała do mojego brata, dławiąc się czarną wydzieliną. Przyciągała swoje zniekształcone ciało coraz bliżej Timothy'ego. Zaczęłam wrzeszczeć i złapałam go za rękę. Uciekliśmy z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzywałam rodziców, ale żadne się nie odezwało. Musieli gdzieś wyjechać. Zaciągnęłam brata do pokoju i zamknęłam drzwi. Słyszałam chrzęszczenie kości tego potwora kiedy szedł wzdłuż korytarza do mojego pokoju. Zatrzymał się przy drzwiach. Nagle drzwi zaczęły się trząść, huk był potworny. Krzyczałam z przerażenia, przytulając mocno mojego brata.
- Powiedz jej żeby przestała! - Timothy jęczał raz po raz.
Nie wiedziałam co robić. Byłam rozdarta pomiędzy płaczem brata a strachem przed potworem za drzwiami.
- Proszę, zrób coś, żeby to się skończyło!
Nie mogłam tego dłużej znieść. Otworzyłam drzwi. To coś wykręciło głowę do góry i spojrzało mi w oczy. Uśmiechnęło się, ukazując swoje połamane, czarne zęby. -Pamiętasz mnie? - wyszeptało. Ten ostry jak brzytwa głos przeszedł echem po pokoju, mój brat zakrył uszy i potrząsnął głową. Wpatrywałam się w to z mieszaniną przerażenia i wściekłości. To coś zawrzeszczało, wyrzucając z siebie fontannę czarnej cieczy, oblewając mnie tym świństwem. Timothy zaczął niekontrolowanie szlochać. Kopnęłam to dziadostwo raz, drugi, trzeci, czwarty... Zwinęło się jak przestraszony pająk i zamarło w bezruchu, zamieniając się w kupę szlamu.
To już koniec! Koniec tego wszystkiego! Rzuciłam się na brata w napadzie śmiechu. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Ogarnęła mnie potężna fala radości, euforii.
Obudziłam się w moim łóżku. Timothy leżał zwinięty obok mnie, ssąc kciuka. Znów wstałam z łóżka, zapalając światło. Koło mojego brata leżały dwa mruczące koty syjamskie. Serce podeszło mi do gardła. Spojrzałam na ciuchy, które na sobie miałam. Były całe w czarnej mazi. Poczułam ból na podrapanym policzku... Do moich uszu dobiegał zbliżający się głos. Szepty. Dźwięk wykręcanych kości. Przeszedł echem po moim pokoju. Upadłam na ziemię, sparaliżowana.
Źródło: Creepypasta Polska
A teraz czas na creepypastę. Później napiszę jakiś artykuł. Miłego czytania ;)
Pewnej nocy obudziłam się leżąc twarzą do poduszki, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Przytrafiało mi się to wcześniej już wiele razy. Lekarz objaśniał mi, że to paraliż senny, który może być powodowany przez zaburzenia konkretnej fazy snu lub stres, spanie w nieodpowiedniej pozycji, jedzenie takich a nie innych rzeczy przed snem, nadużycie alkoholu i tak dalej. Widziałam różne rzeczy. Od słodziutkich kociaczków przy drzwiach po przerażające demony pełznące po moim ciele. Nazywano to hipnagogami, które, jak mi powiedziano, były czymś normalnym, tylko jakieś zaburzenie fazy REM snu, nic wielkiego...
Jednak ta noc i to co się stało to zupełnie inna bajka.
Chłodny wiatr wydął zasłony nad moją głową, okno było tuż obok łóżka. Nie otwierałam go, gdy szłam spać. Poczułam się tak jakbym była obserwowana. Przez sennie zmrużone oczy dostrzegłam postać dziewczynki stojącej w oknie. Ubrana była w białą sukienkę, miała bladą skórę i jedwabiste, lśniące włosy. Szeroko się uśmiechając, przycisnęła palec do ust.
- Szaaaa!
Zachichotała, i wtedy nagle okno zamknęło się z impetem. Poczułam ogromny ciężar jak to wylądowało mi na plecach, nie mogłam oddychać. Długie pasma czarnych włosów, ociekające od łoju otoczyły moją głowę, dotykając również skroni. Dwie lodowate, wilgotne dłonie błądziły wzdłuż moich rąk, palce zaplatały się wokół moich palców. To coś dosłownie wcisnęło mnie w materac. Szeptało do mnie niezrozumiale, potem coraz głośniej, słowa wykrzykiwane były coraz szybciej, aż w końcu zaczęły mnie od tego boleć uszy. Brzmiały jak metaliczne ostrze miecza wyciąganego z pochwy, były ostre, przerażające i zimne. Dosyć ciężko jest opisać głos, lub głosy, które słyszałam. Były jak łacińska pieśń, albo angielski od tyłu,lub wypaczona, zniekształcona melodia; inne, co przychodzi mi na myśl to nieznośne zgrzytanie skrzypiec w towarzystwie dzikiego huku fortepianu w połączeniu z nieustannym sykiem "zabójstwo, samobójstwo, zabić, rozdrapać!" i "cisza, szaaaa!". Wszystko to działo się w tym samym czasie, tak długo, że zdawały się mijać godziny. Leżałam, całkowicie sparaliżowana. Wciąż czułam jej ciężar, jej zimne, mokre ciało na swoim ciele. Nie chciałam myśleć o tej istocie, nie chciałam wyobrażać sobie jak to wszystko teraz wygląda. Sam jej głos był wstanie doprowadzić mnie do obłędu. Słabłam, odpływałam, czułam jakbym miała zaraz zapaść w jakiś głęboki, wycieńczający sen. Mój oddech stawał się wolniejszy i spokojny. Okropnie zimne usta muskały mnie w kark, a lodowate dłonie gładziły policzki. Zanim odeszło, to coś wydało z siebie dźwięk, który zmroził mi krew w żyłach. Poczułam ulgę, to zniknęło, żadnych szeptów, cisza. W końcu. Przetoczyłam się przez łóżko, wstałam i pomknęłam do włącznika światła. Biegłam do niego dziwnie długo. Po zapaleniu lampy niby wszystko było na swoim miejscu, ale czułam, że coś jest nie tak. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Zauważyłam cztery punkciki kocich oczu w końcu korytarza. Słyszałam jak mruczą z zadowolenia. Wszystko byłoby ok - sęk w tym, że nie mam kotów. Powoli zaczęłam się do nich zbliżać. Zdawały się być niewinne. Zresztą koty syjamskie były miłym akcentem po dawce strachu, który mi przed chwilą dostarczono, wciskając mnie we własne łóżko, naprawdę. Pochyliłam się nad nimi. Wpatrywały się we mnie z taką samą ciekawością, obracając łebki, jak to koty mają w naturze. Wyciągnęłam do nich rękę. Oba kociaki zaczęły lizać koniuszki moich palców swoimi szorstkimi językami. Halucynacje, czy nie - były słodkie. Już brałam jednego z nich na ręce, gdy ten zasyczał i rozciął mi policzek swoimi pazurami. Upuściłam go, a chwilę później oba uciekły z najeżoną sierścią w ciemność. Znów byłam w swoim łóżku. Zupełnie tak, jakby nic się nie stało. Przetoczyłam się przez łóżko i wstałam, powoli podchodząc do kontaktu. Tym razem wszystko było w porządku, nie czułam żadnego niepokoju. Żadnych dziwnych kociaków na korytarzu. Teraz na pewno byłam przebudzona. Przeszłam przez korytarz, do łazienki. Spojrzałam w lustro. Prawie zemdlałam. Moja piżama była brudna od wstrętnego, czarnego łoju, mój policzek zadrapany kocimi pazurami krwawił obficie z niezabliźnionej rany. Zaczęłam panikować na serio. Więc dalej byłam w tym popapranym koszmarze?! Czy może to wszystko było naprawdę? Obie wersje przerażały mnie tak samo. Zemdlałam. Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Rodzice zawieźli mnie pędem do szpitala po tym jak mój młodszy brat znalazł mnie w łazience.
- Co się k***a stało? - spytałam.
- Zważ na swoje słowa, Elizabeth - odpowiedziała moja matka
- Przewróciłaś się w łazience. Nieźle się gwizdnęłaś! - odpowiedział mi brat.
- O, serio? - Wymruczałam pod nosem.
Mój ojciec zakasłał, a matka trąciła go łokciem posyłając mu srogie spojrzenie. Lekarz wyjaśnił mi tyle, że upadłam i uderzyłam się w głowę. To spowodowało utratę przytomności i moje obrażenia na twarzy. Nie uderzyłam się jednak na tyle mocno, by zapomnieć co się stało. Wzdrygnęłam się na samą myśl. W drodze do domu usiadłam obok brata na tylnym siedzeniu. Chciałam z kimś pogadać o tym co naprawdę się stało w tej łazience, ale wiem, że nikt nie wziąłby mnie na serio. Wiedzieli o mojej przypadłości z paraliżem sennym, ale nawet tego nie brali na poważnie, odbierali go jako zwykłe, głupie koszmary. Milczałam przez cały dzień, walczyłam z myślami. W końcu robiłam się coraz bardziej senna. Każda minuta zwiastowała rychłe nadejście zmierzchu, co z kolei oznaczało, że będę musiała położyć się spać. Postanowiłam, że dziś nie zasnę. Ani jutro. Ani pojutrze... Po dziesięciu pozbawionych snu dniach, rodzice znów zabrali mnie do lekarza. Przepisał mi jakieś pigułki na sen. Na początku obawiałam się je łyknąć. Nie chcę iść spać i znów przeżyć tego horroru. Moje ciało i umysł były jednak na granicy wytrzymania, więc postanowiłam, że dziś sobie odpuszczę i wzięłam jedną pastylkę. Spałam jak zabita i obudziłam się wypoczęta. Poczułam ogromną ulgę. Każdej nocy brałam po pigułce przed snem. Każdego ranka budziłam się bez żadnych komplikacji. Ta sielanka ciągnęła się miesiącami. Paraliż senny zdawał się jakąś odległą mrzonką. Pewnego dnia wróciłam do domu zmęczona jak nigdy. Wciąż było wcześnie, trzecia po południu, ale postanowiłam się trochę zdrzemnąć. Zdawało mi się, że nic się nie stanie, to przecież tylko drzemka. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam. Obudziłam się około godzinę później. Ziewnęłam i przeciągnęłam się, wstając. Nagle usłyszałam krzyk mojego młodszego brata.
- Liz! LIZ! COŚ JEST W MOIM POKOJU! POMÓŻ MI! POMÓŻ!
Pomknęłam w stronę pokoju Timothy'ego. Prawie umarłam ze strachu jak zobaczyłam tą scenę. Kobieta, brudna od tej ohydnej czarnej mazi, którą dobrze znam, wczołgała się przez okno na podłogę. Jej ciało wykręcało się pod najróżniejszymi kątami, jej kości chrzęściły, łamały się, kiedy poruszała się po podłodze. Jakiś czarny płyn wypłynął z jej ust i oczu kiedy szeptała do mojego brata, dławiąc się czarną wydzieliną. Przyciągała swoje zniekształcone ciało coraz bliżej Timothy'ego. Zaczęłam wrzeszczeć i złapałam go za rękę. Uciekliśmy z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Wzywałam rodziców, ale żadne się nie odezwało. Musieli gdzieś wyjechać. Zaciągnęłam brata do pokoju i zamknęłam drzwi. Słyszałam chrzęszczenie kości tego potwora kiedy szedł wzdłuż korytarza do mojego pokoju. Zatrzymał się przy drzwiach. Nagle drzwi zaczęły się trząść, huk był potworny. Krzyczałam z przerażenia, przytulając mocno mojego brata.
- Powiedz jej żeby przestała! - Timothy jęczał raz po raz.
Nie wiedziałam co robić. Byłam rozdarta pomiędzy płaczem brata a strachem przed potworem za drzwiami.
- Proszę, zrób coś, żeby to się skończyło!
Nie mogłam tego dłużej znieść. Otworzyłam drzwi. To coś wykręciło głowę do góry i spojrzało mi w oczy. Uśmiechnęło się, ukazując swoje połamane, czarne zęby. -Pamiętasz mnie? - wyszeptało. Ten ostry jak brzytwa głos przeszedł echem po pokoju, mój brat zakrył uszy i potrząsnął głową. Wpatrywałam się w to z mieszaniną przerażenia i wściekłości. To coś zawrzeszczało, wyrzucając z siebie fontannę czarnej cieczy, oblewając mnie tym świństwem. Timothy zaczął niekontrolowanie szlochać. Kopnęłam to dziadostwo raz, drugi, trzeci, czwarty... Zwinęło się jak przestraszony pająk i zamarło w bezruchu, zamieniając się w kupę szlamu.
To już koniec! Koniec tego wszystkiego! Rzuciłam się na brata w napadzie śmiechu. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Ogarnęła mnie potężna fala radości, euforii.
Obudziłam się w moim łóżku. Timothy leżał zwinięty obok mnie, ssąc kciuka. Znów wstałam z łóżka, zapalając światło. Koło mojego brata leżały dwa mruczące koty syjamskie. Serce podeszło mi do gardła. Spojrzałam na ciuchy, które na sobie miałam. Były całe w czarnej mazi. Poczułam ból na podrapanym policzku... Do moich uszu dobiegał zbliżający się głos. Szepty. Dźwięk wykręcanych kości. Przeszedł echem po moim pokoju. Upadłam na ziemię, sparaliżowana.
piątek, 4 kwietnia 2014
Witam :)
Dawno, dawno mnie tu nie było. Nie będę się tłumaczyć, bo i tak zbyt wiele razy już to robiłam ;-; Na razie nie mam dostępu do internetu (piszę z komputera koleżanki) i kiedy go odzyskam (jakoś w tym lub następnym miesiącu) to z powrotem zacznę prowadzić bloga :) Obiecuję.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)




